Zamaskowane smoothie – ukryta moc! Maseczki owocowe

Zdarza się, że robiąc koktajl na winie wyjdzie go ciut za dużo. Nagle okazuje się, że zawartość dzbanka starczy nie tylko dla mojej kochanej rodziny, ale też dla sąsiadów z piętra. I co wtedy?? Wyrzucić – szkoda. Pies – nie zje. Kwiatki podlać? A można? Zamrozić – no niby można. Do lodówki schować na jutro? Ostatecznie też.

Jednak wybrałam inne przeznaczenie dla tego, co nie zostało wypite od razu.
Zaprosiłam sąsiadkę – przyjaciółkę z parteru, z tajemniczą miną położyłam ją na kanapie, następnie ustroiłam ją jak u kosmetyczki – założyłam opaskę na włosy, na oczy ułożyłam waciki, pod głowę ręcznik. I… (żeńska część naszych czytelników już wie o co chodzi!) przelany do miseczki koktajl delikatnie, małymi porcyjkami, nałożyłam jej na twarz, szyję i dekolt, który w tej jednej, zaczarowanej chwili zmienił się w idealną maseczkę. Sobie nałożyłam mazidło palcami i zaatakowałam męża, który po chwili wyglądał jak ja. Na koniec wysmarowałam sobie moim smoothie dłonie.

Maseczki owocowe są znane i stosowane od dawna. A w czym nasz koktajl jest lepszy od maseczki owocowej? Jest bogatszy składem, łatwiej się wchłania niż sok z plastrów owocowych, i można go rozprowadzić równomiernie na całą twarz i dłonie. Ba, można i na pozostałe części ciała w wersji ekstraordynaryjnej, jeśli celowo koktajl ma służyć jako maska ☺

W ten sposób zużyłam resztkę smoothie nie wydziwiając za bardzo. Prawda, że nie wydziwiałam? I co z tego, że trójka dorosłych pokryta zblendowanymi owocami musiała wyglądać dziwnie. Dobrze, że listonosz nie dzwonił z poleconym…